Zima zagościła już u nas pełną parą! Dlatego też wyciągamy sanki, narty, ciepłe kombinezony, rękawiczki i ruszamy na świeży powietrze. To białe szaleństwo już drugi rok, jak Gabrysia będzie stawała na nartach. Czy szybko? Być może, ale już wiemy, że złapała absolutnego bakcyla.
Początki na nartach są bardzo ważne
Pierwsze kroki na nartach Gabrysia miała już w zeszłym roku. Jeździliśmy wtedy wspólnie na stoki, mały Kajtek siedział na sankach, ewentualnie ze mną w schronisku czy kawiarni, a Gabrysia miała pierwsze spotkania z nartami, taśmami, orczykami i stokami. Co tam się działo! Oczywiście radość za każdym razem była ogromna, prawie codziennie słyszeliśmy „kiedy jedziemy na narty?”. No więc w miarę możliwości jechaliśmy. Postanowiliśmy jednak do niczego jej nie zmuszać. Jeżeli ubrała narty i powiedziała, że nie chce jechać, wtedy szła się bawić na śniegu czy zjeżdżać na sankach, jeśli w trakcie jazdy był blok i niechęć – tata przychodził z pomocą i Młoda była już na dole. Wszystko po to, żeby Gabrysia nie czuła się przymuszona, a narty były dla niej tylko przyjemnością.
Początki nauki to przede wszystkim zabawa
Przede wszystkim chcieliśmy, żeby sprawiało jej to frajdę, więc nauka pierwszych kroków była głównie zabawą. A co było najlepsze? Szybkie zjazdy z tatą! Na całe szczęście tata świetnie jeździ na nartach, więc nie musieliśmy inwestować w zewnętrznych instruktorów, którym zapłacilibyśmy za godzinę, a pewnie Gabrysia skorzystałaby maksymalnie 15 minut. Do tego czas spędzony tylko z tatą, szczególnie gdy ma się młodsze rodzeństwo, zawsze jest bezcenny. Co również było fajne? Taśmy! Choć jest opcja, że to było najlepsze dla taty, którego plecy mogły wtedy odpocząć, czego nie można powiedzieć o nauce na stoku czy wjeździe orczykiem. Gabrysia zjeżdżała tylko krótkie odcinki, dlatego siadanie na kanapy nie miało sensu – nawet nie próbowaliśmy 😊
Sprzęt i całe opakowanie
Wszyscy wiedzą, że małe dzieci rosną bardzo szybko, dlatego kupowanie sprzętu narciarskiego było dla nas z góry bez sensu. Gdy jednak podliczyliśmy koszt wypożyczania, przy częstotliwości, którą wtedy założyliśmy, okazało się, że dużo lepiej finansowo wyjdzie nam kupienie nart używanych. Tutaj polecamy używki, które są sprzedawane przez wypożyczalnie po jednym sezonie. Są przeserwisowane i tanie. . Absolutnym must have jest też kask – my skorzystaliśmy z kasku, który kupiliśmy do jeździka/hulajnogi. Ale w tym roku jest już za mały 😊 Co ciekawe, dla Gabrysi najważniejsze były kijki. W komplecie nart z butami dostaliśmy dla niej kijki, które zupełnie nie były jej potrzebne, ale wszyscy mają kijki więc ona też musi mieć. Warto przegadać to wcześniej z dzieckiem, bo u nas ich brak na bank spowodowałby zniechęcenie, a tak gładko poszło.
Kolejny sezon, kolejne wyzwania
Przed nami kolejny sezon zimowy. Już wybraliśmy się pierwszy raz na sanki, sprawiają nam dużo więcej radości niż w zeszłym roku, bo Kajtek siedzi już stabilnie i też się cieszy ze zjazdów, a Gabrysia może nawet zjeżdżać sama. Odkąd pojawił się jednak śnieg już słyszymy „kiedy jedziemy na narty?”. Prawdopodobnie więc czeka nas kolejny sezon na stokach. A w planach mamy również wypróbowanie skiturów z dziećmi na sankach. Trzymajcie kciuki, na pewno jeśli się wybierzemy – dowiecie się o tym pierwsi 😊
A Wy jak spędzacie zimowy czas z dziećmi? Kiedy Wasze pociechy zaczęły jeździć na nartach?
2 komentarze
Link dla osób, którzy poradzą sobie z interesującym tematem
Ktoś w końcu popełnił ciekawy tekst. Dzięki! Link wart Waszej uwagi